PROSZĘ, PRZECZYTAJCIE DLA MNIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM, BO MAM WAM PARĘ BARDZO WAŻNYCH RZECZY DO POWIEDZENIA.
--------------------------------------------------------------
-3 LATA PÓŹNIEJ-
Unknown's
POV
Moja misja była sukcesem,
ale nie jest jeszcze zakończona. Zniszczyłem nastolatka, stworzyłem psychopatę.
Jest już dorosły, w zeszłym tygodniu skończył 20 lat i wygląda dojrzalej.
Wyraźniej zarysowana linia szczęki, włosy podniesione do góry… z zewnątrz wygląda zupełnie inaczej, ale to nadal ten sam szalony umysł. Zostawiłem go w
spokoju na rok, więc mógł ochłonąć – to znaczy że już wkrótce wychodzi. Nigdy
nie opuszczę jego duszy. On jest moją własnością. –J powróci, tylko patrzcie…
Justin’s
POV
Jak
byście się czuli, gdybyście powtarzali ten sam dzień w kółko i w kółko przez
ostatnie trzy lata? Okropnie. Bycie zatrzymanym w tym miejscu je zabiło, były
moimi jedynymi przyjaciółmi, a ta gówniana dziura sprawiła, że zniknęły.
Świadomość, że nikt nie był moim przyjacielem, nawet moja mama, która mnie tu
kurwa wysłała, rozrywała moje serce.
Siedziałem
na podłodze wbijając wzrok w ścianę. Wziąłem mój nóż, który nauczyłem się
chować przed pracownikami i personelem, zaczynając wyrywać w ścianie słowa:
Oddajcie mi moje
życie.
Nienawiść, i
nic oprócz tego.
Nóż
był teraz z powrotem w swoim ukrytym miejscu. Z moich ust wydobyło się
westchnienie, kiedy zwinąłem się w kłębek, rękami obejmując kolana i opierając
na nich głowę. Usłyszałem zbliżający się odgłos kroków z korytarza, a następnie
znajome kliknięcie drzwi. Zobaczyłem jednego z członków ochrony, stojącego tam
z obojętnym wyrazem przyklejonym do jego brzydkiej, pomarszczonej twarzy.
- W
porządku, Bieber, twój czas minął – powiedział, otwierając zamek w drzwiach mojej
„celi”, lub pokoju, jak nazywali to ludzie w tym pieprzonym domu wariatów.
Wychodzę? Cholera, ostatnie trzy lata były najdłuższymi w moim życiu, ale mimo
to czułem, jakbym zaledwie wczoraj po raz pierwszy popełnił morderstwo.
Uśmiechnąłem się na tę myśl, wtedy moja twarz pociemniała, a dłonie zacisnęły
się w pięści… Musiałem zabić.
Zdecydowałem,
żeby pozostać opanowanym – zachowywać się, jakbym był zdrowy na umyśle. One
nadal były we mnie, tylko… złamane. Robiłem to dla nich, dla głosów.
Podnosząc
się z betonowej podłogi, przeciągnąłem się, czekając aż dadzą mi moje ubrania,
żebym mógł w końcu zdjąć ten pieprzony brzydki pomarańczowy kombinezon. Przebrałem
się w białą koszulkę, czarne jeansy i białe buty, założyłem skórzaną kurtkę i
wyszedłem.
Za
każdym razem towarzyszył mi ochroniarz, bo byłem, cytuję, „wysoce
niebezpieczny”. Spróbowałem wyrwać się z jego uchwytu.
-
Zabieraj ze mnie swoje pieprzone ręce! – krzyknąłem.
Kontynuowałem
szarpanie się. Cuchnący oddech strażnika uderzył o moją twarz.
-
Proponuję ci mnie puścić, zanim umrzesz z moich rąk – uśmiechnąłem się
złowrogo, zaciskając palce na jego szyi.
Jego
ręka powędrowała do mojej szyi. Strażnik zamierzał mnie zabić. Obrzuciłem
wzrokiem otoczenie, dostrzegając moją tacę z lekami i buteleczkę tabletek
wystawioną na widoku. Moja ręka owinęła się wokół cienkiego szkła, uderzyłem
buteleczką o ścianę, a kawałki szkła rozprysnęły się wokół. Rozbite szkło
błysnęło groźnie w mojej dłoni.
-
Jeśli coś się stanie, skończysz w więzieniu, zamiast znowu tutaj, Bieber –
prychnął.
-
Oh, wierz mi, wolę być w więzieniu, niż dalej tkwić w tym pieprzonym domu
wariatów. – Z tymi słowami wbiłem odłamek w jego klatkę piersiową, celując
prosto w serce. Zobaczyłem krew przesiąkającą przez jego koszulę. Moje oczy
pociemniały, kiedy wyciągnąłem odłamek i podniosłem go do jego gardła. Z jego
ust wydobył się rozpaczliwy jęk, jakby krzyk umierającego zwierzęcia. Poczułem
napływ adrenaliny do mojego ciała. Zrobiłem to, zabiłem po raz kolejny.
-
Miło było cię poznać, dupku. – Przejechałem odłamkiem po jego szyi, robiąc
nacięcie. Krew rozpływała się wszędzie, a strażnik leżał tam, nie ruszając się.
Zanurzyłem palec w ciepłej czerwonej cieczy wypływającej z rany i napisałem na
ścianie: „Zgadnijcie, kto wrócił, suki? –J”
Dobra robota, J.
Uśmiechnąłem
się, czując ciepło w środku, wiedząc, że powracam do akcji.
-PÓŹNIEJ TEGO SAMEGO DNIA-
Dzisiaj
był dzień mojego procesu. Pokazałem się w ubraniach które dał mi szpital
psychiatryczny, ale koszulka była cała we krwi, więc musiałem przewrócić ją na
lewą stronę. Wchodząc z innym strażnikiem do sali sądowej, rozejrzałem się
wkoło. Nigdzie ani śladu mojej mamy. Chuj wie, gdzie ona jest, nie czując do
mnie pewnie nic poza strachem i rozczarowaniem. Ale chwila, czy to gówno mnie
obchodzi? Nie. Przyjaciel taki jak głos jest wszystkim, czego potrzebuję w
życiu.
Był
tam stół, przy którym siedziała kobieta, która, jak zgaduję, była moim obrońcą,
ale obok niej siedziała dziewczyna ubrana w normalne ubrania. Kto wpuścił tu tę
sukę? Ona nie była prawnikiem.
Kobieta
wstała, poprawiając swoją czarną marynarkę i zakaszlała, podając mi rękę.
- Witaj
Justin, jestem pani Johnson. – Zrobiła krok w bok, a dziewczyna obok niej
wstała i uśmiechnęła się. – A to moja córka Cassidy, pisze wypracowanie na
temat sądownictwa karnego… więc przyprowadziłam ją ze sobą, żeby jej w tym
pomóc.
Spojrzałem
bez emocji na Cassidy.
-
Tylko bądź kurwa cicho – syknąłem do niej, kiedy usiadła z powrotem na swoim
siedzeniu. Moje miejsce było pomiędzy nimi dwiema. Westchnąłem, siadając, kiedy
zdałem sobie sprawę, że i tak musiałem wstać, podczas kiedy sędzia wchodził na
salę. Wstałem słabo, zaczynając być zirytowany, kiedy dano sygnał do ponownego
spoczęcia na swoich miejscach. Przez jakieś dziesięć minut wszyscy pieprzyli
jakieś prawnicze głupoty, z których nic nie rozumiałem, potem zostałem zawołany
do ławy dla świadków.
Drewniane
krzesło, na którym usiadłem, było twarde jak cholera i było mi cholernie
niewygodnie. Prokurator zaczął zadawać mi pytania.
-
Panie Bieber, gdzie był pan w nocy z 19 na 20 marca 2011 roku? – Oczywiście
próbował mnie o coś oskarżyć.
Westchnąłem.
– Byłem na imprezie…
Prokurator
pokiwał głową, przechadzając się w tę i z powrotem.
-
Imprezie u Brada Hayden’a? Tak?
Odpowiedziałem
skinieniem głowy, mamrocząc „tak”.
Poprawiłem
moją skórzaną kurtkę, gdy zbliżył się do ławy. – Czy wie pan, że wszyscy
uczestnicy imprezy zostali zamordowani tej samej nocy?
Nie pozwól im
się do ciebie dostać, kłam, kłam, kłam.
-
To było tragiczne – westchnąłem. – Musiałem iść do domu wcześniej, bo miałem
gdzieś jechać następnego dnia, a rano zszedłem na dół i przeczytałem o tym w
wiadomościach.
Doskonale, J,
dobra robota.
Uśmiechnąłem
się do siebie. Zawsze byłem świetnym kłamcą.
-
Dzisiaj zostałeś wypuszczony ze szpitala psychiatrycznego przy Brook Street,
tak? – Skinąłem głową w odpowiedzi. – Według twoich dokumentów mówiłeś dużo
do siebie, a także krzyczałeś?
Głębokie
westchnienie wydobyło się z moich ust. – Tak, sir.
- Z
kim rozmawiałeś, Justin?
-
Ze sobą.
-
Powiedz prawdę.
-
Mówię.
-
Przeczuwam jednak, że kłamiesz.
-
Właściwie to twoje przeczucia cię okłamują, przyjacielu.
Zaśmiał
się kpiąco. – Nie jesteśmy przyjaciółmi, a ja zamierzam udowodnić, że ten człowiek… – Odszedł od ławy,
odwracając się przodem do mojej adwokat i wskazując na mnie. – zamordował
wszystkich uczestników imprezy.
Pani
Johnson wstała z miejsca. – Sir, nie ma pan prawa oskarżać tego człowieka o
bycie… psychopatą.
Gdyby tylko
wiedzieli, J, gdyby tylko wiedzieli…
-
Zdecydowanie – szepnąłem do siebie.
-
Dlaczego więc morderca nie został odnaleziony? – wykrzyknął prokurator. – A on
miesiąc po zdarzeniu zaczął wariować i został wysłany do szpitala
psychiatrycznego?
-
Być może pan Bieber ma trudności emocjonalne.
Wszystkie
głowy obróciły się w moją stronę, pochyliłem się trochę i skinąłem głową.
-
Byłem bardzo… inny. W liceum nie miałem zbyt wielu przyjaciół.
- W
takim razie dlaczego zostałeś zaproszony na imprezę?
Zacisnąłem
usta. – Brad myślał, że będzie śmiesznie, kiedy zabawi się kosztem gościa,
który właściwie tak jak on jest człowiekiem. Upokorzenie, które czuję teraz,
jest podobne do tego, które czułem wtedy na imprezie, kiedy Brad się ze mnie
śmiał. Bycie oskarżonym o morderstwo? To po prostu kurwa chore.
Córka
pani Johnson zapisywała notatki. Spojrzała na mnie, a ja spojrzałem na nią –
kiedy nasze oczy się spotkały, odwróciłem głowę.
-
Nie ma pan żadnego dowodu, że obecny tu pan Bieber zachowywał się gwałtownie
lub agresywnie w stosunku do któregokolwiek z uczestników imprezy. – Pani
Johnson wystąpiła w mojej obronie.
Prokurator
wyciągnął pilota. – Ostrzegam państwa, że zdjęcie, które za chwilę zobaczycie,
jest drastyczne, więc radzę odwrócić wzrok, jeśli nie czują się państwo na siłach.
Na
ekranie pojawiło się zdjęcie rozciętej szyi Brianny. Zdjęcie ukazujące moją
wiadomość, którą wyryłem w jej skórze.
-
„Będziesz wyglądać ładniej martwa… J” – przeczytał na głos prokurator. – Twoje
imię to Justin, tak?
Skinąłem
głową. – Justin Drew Bieber, sir.
- Dość ciekawy zbieg okoliczności, nieprawdaż?
Skinąłem
głową ponownie, jakbym nie miał w tej sprawie nic do powiedzenia.
-
To szalone, ale to nie byłem ja.
-
Myślę, że powinniśmy tutaj zakończyć tą sprawę – przerwał sędzia. – Czy mają
państwo jeszcze jakieś pytania do pana Biebera?
-
Nie, sir – odpowiedzieli oboje jednogłośnie.
Usłyszałem
szepty ze strony ławy przysięgłych, oczywiście musieli powiedzieć, czy jestem winny,
czy niewinny. Myślę, że nakłamałem wystarczająco dobrze, żeby się stąd
wydostać.
Ktoś
szepnął sędzi do ucha ostateczny wyrok.
-
Ława przysięgłych podjęła decyzję. Justinie Bieberze, jest pan uznany za
niewinnego zarzucanego panu czynu. – Uderzył młotkiem w ławę.
Mój chłopiec.
Uśmiechnąłem
się i wstałem z miejsca, podczas gdy pani Johnson i jej córka przytuliły się w
geście zwycięstwa. Podszedłem do ich ławy.
-
Gratulacje, Justin. – Pani Johnson położyła mi rękę na ramieniu. – Od początku w
ciebie wierzyłam. – Złapała swoją teczkę. – Pospiesz się, Cass, twój tata
przygotowuje obiad.
Dziewczyna
kiwnęła głową i kazała jej zaczekać chwilę, sama podchodząc bliżej do mnie.
-
Dziękuję – powiedziała delikatnie. Jej głos był taki… słodki i niewinny.
-
Za co? – spytałem chłodno.
-
Za to, że mogłam napisać o tobie wypracowanie. Miejmy nadzieję, że dostanę 6+ -
zaśmiała się cicho i najzwyczajniej w świecie odeszła.
Nigdy nie
pozwól żadnej dziewczynie się do siebie dostać. Nie potrzebujesz nikogo. Tylko
mnie, rozumiesz?
-
Nikogo innego, przyjacielu.
----------------------------------------------------------
PROSZĘ MISIE, OTO WASZ DŁUGO WYCZEKIWANY ROZDZIAŁ 1!!!!! wstawiam dzisiaj, bo nie mialam już serca tak was trzymać w napięciu haha
jak wrażenia? spodziewaliście się, że akcja rozpocznie się 3 lata później? co myślicie o cassidy? myślicie, że coś później połączy ją i justina?
mnie najbardziej przeraża to, co się dzieje w głowie justina. ten "głos" to przecież wytwór jego wyobraźni... to tak, jakby miał dwie osobowości, ale ta jedna była pod ogromnym wpływem tej drugiej. justin jest w pułapce własnej psychiki, jest po prostu... psychopatą. bezlitosnym psychopatą, który zabija z zimną krwią. powiem szczerze, że DA to pierwszy fanfic, który czytałam, w którym justin byłby aż tak do szpiku kości zły, ale przez to jest niesamowicie ciekawy i wciągający. a co wy sądzicie?
najważniejsza rzecz, którą chciałam wam powiedzieć, to to że bardzo, ale to bardzo was kocham, i dziękuję że jesteście. jesteście najlepsi - każde wejście, każdy komentarz, to wszystko daje mi motywację do dalszego tłumaczenia. proszę, nie opuszczajcie DA i bądźcie tu ze mną do końca.
po raz kolejny proszę o komentowanie - to naprawdę wiele dla mnie znaczy.
kocham was i do następnego tygodnia!!
jula (@drevvsex)PS. polecam zajrzeć w zakładkę Bohaterowie, jeżeli chcecie wiedzieć, jak wygląda cassidy!!
PS2. jeśli chcecie napisać o DA na twitterze, korzystajcie z hashtagu #DemonicAwakeningPL, będzie mi wtedy łatwiej wyłapywać wasze opinie!!