piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 1


PROSZĘ, PRZECZYTAJCIE DLA MNIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM, BO MAM WAM PARĘ BARDZO WAŻNYCH RZECZY DO POWIEDZENIA.
--------------------------------------------------------------





-3 LATA PÓŹNIEJ-


Unknown's POV

Moja misja była sukcesem, ale nie jest jeszcze zakończona. Zniszczyłem nastolatka, stworzyłem psychopatę. Jest już dorosły, w zeszłym tygodniu skończył 20 lat i wygląda dojrzalej. Wyraźniej zarysowana linia szczęki, włosy podniesione do góry… z zewnątrz wygląda zupełnie inaczej, ale to nadal ten sam szalony umysł. Zostawiłem go w spokoju na rok, więc mógł ochłonąć – to znaczy że już wkrótce wychodzi. Nigdy nie opuszczę jego duszy. On jest moją własnością. –J powróci, tylko patrzcie…


Justin’s POV

Jak byście się czuli, gdybyście powtarzali ten sam dzień w kółko i w kółko przez ostatnie trzy lata? Okropnie. Bycie zatrzymanym w tym miejscu je zabiło, były moimi jedynymi przyjaciółmi, a ta gówniana dziura sprawiła, że zniknęły. Świadomość, że nikt nie był moim przyjacielem, nawet moja mama, która mnie tu kurwa wysłała, rozrywała moje serce.

Siedziałem na podłodze wbijając wzrok w ścianę. Wziąłem mój nóż, który nauczyłem się chować przed pracownikami i personelem, zaczynając wyrywać w ścianie słowa:

Oddajcie mi moje życie.

Nienawiść, i nic oprócz tego.

Nóż był teraz z powrotem w swoim ukrytym miejscu. Z moich ust wydobyło się westchnienie, kiedy zwinąłem się w kłębek, rękami obejmując kolana i opierając na nich głowę. Usłyszałem zbliżający się odgłos kroków z korytarza, a następnie znajome kliknięcie drzwi. Zobaczyłem jednego z członków ochrony, stojącego tam z obojętnym wyrazem przyklejonym do jego brzydkiej, pomarszczonej twarzy.

- W porządku, Bieber, twój czas minął – powiedział, otwierając zamek w drzwiach mojej „celi”, lub pokoju, jak nazywali to ludzie w tym pieprzonym domu wariatów. Wychodzę? Cholera, ostatnie trzy lata były najdłuższymi w moim życiu, ale mimo to czułem, jakbym zaledwie wczoraj po raz pierwszy popełnił morderstwo. Uśmiechnąłem się na tę myśl, wtedy moja twarz pociemniała, a dłonie zacisnęły się w pięści… Musiałem zabić.

Zdecydowałem, żeby pozostać opanowanym – zachowywać się, jakbym był zdrowy na umyśle. One nadal były we mnie, tylko… złamane. Robiłem to dla nich, dla głosów.

Podnosząc się z betonowej podłogi, przeciągnąłem się, czekając aż dadzą mi moje ubrania, żebym mógł w końcu zdjąć ten pieprzony brzydki pomarańczowy kombinezon. Przebrałem się w białą koszulkę, czarne jeansy i białe buty, założyłem skórzaną kurtkę i wyszedłem.

Za każdym razem towarzyszył mi ochroniarz, bo byłem, cytuję, „wysoce niebezpieczny”. Spróbowałem wyrwać się z jego uchwytu.

- Zabieraj ze mnie swoje pieprzone ręce! – krzyknąłem.

Kontynuowałem szarpanie się. Cuchnący oddech strażnika uderzył o moją twarz.

- Proponuję ci mnie puścić, zanim umrzesz z moich rąk – uśmiechnąłem się złowrogo, zaciskając palce na jego szyi.

Jego ręka powędrowała do mojej szyi. Strażnik zamierzał mnie zabić. Obrzuciłem wzrokiem otoczenie, dostrzegając moją tacę z lekami i buteleczkę tabletek wystawioną na widoku. Moja ręka owinęła się wokół cienkiego szkła, uderzyłem buteleczką o ścianę, a kawałki szkła rozprysnęły się wokół. Rozbite szkło błysnęło groźnie w mojej dłoni.

- Jeśli coś się stanie, skończysz w więzieniu, zamiast znowu tutaj, Bieber – prychnął.

- Oh, wierz mi, wolę być w więzieniu, niż dalej tkwić w tym pieprzonym domu wariatów. – Z tymi słowami wbiłem odłamek w jego klatkę piersiową, celując prosto w serce. Zobaczyłem krew przesiąkającą przez jego koszulę. Moje oczy pociemniały, kiedy wyciągnąłem odłamek i podniosłem go do jego gardła. Z jego ust wydobył się rozpaczliwy jęk, jakby krzyk umierającego zwierzęcia. Poczułem napływ adrenaliny do mojego ciała. Zrobiłem to, zabiłem po raz kolejny.

- Miło było cię poznać, dupku. – Przejechałem odłamkiem po jego szyi, robiąc nacięcie. Krew rozpływała się wszędzie, a strażnik leżał tam, nie ruszając się. Zanurzyłem palec w ciepłej czerwonej cieczy wypływającej z rany i napisałem na ścianie: „Zgadnijcie, kto wrócił, suki? –J”

Dobra robota, J.

Uśmiechnąłem się, czując ciepło w środku, wiedząc, że powracam do akcji.


-PÓŹNIEJ TEGO SAMEGO DNIA-

Dzisiaj był dzień mojego procesu. Pokazałem się w ubraniach które dał mi szpital psychiatryczny, ale koszulka była cała we krwi, więc musiałem przewrócić ją na lewą stronę. Wchodząc z innym strażnikiem do sali sądowej, rozejrzałem się wkoło. Nigdzie ani śladu mojej mamy. Chuj wie, gdzie ona jest, nie czując do mnie pewnie nic poza strachem i rozczarowaniem. Ale chwila, czy to gówno mnie obchodzi? Nie. Przyjaciel taki jak głos jest wszystkim, czego potrzebuję w życiu.

Był tam stół, przy którym siedziała kobieta, która, jak zgaduję, była moim obrońcą, ale obok niej siedziała dziewczyna ubrana w normalne ubrania. Kto wpuścił tu tę sukę? Ona nie była prawnikiem.

Kobieta wstała, poprawiając swoją czarną marynarkę i zakaszlała, podając mi rękę.

- Witaj Justin, jestem pani Johnson. – Zrobiła krok w bok, a dziewczyna obok niej wstała i uśmiechnęła się. – A to moja córka Cassidy, pisze wypracowanie na temat sądownictwa karnego… więc przyprowadziłam ją ze sobą, żeby jej w tym pomóc.

Spojrzałem bez emocji na Cassidy.

- Tylko bądź kurwa cicho – syknąłem do niej, kiedy usiadła z powrotem na swoim siedzeniu. Moje miejsce było pomiędzy nimi dwiema. Westchnąłem, siadając, kiedy zdałem sobie sprawę, że i tak musiałem wstać, podczas kiedy sędzia wchodził na salę. Wstałem słabo, zaczynając być zirytowany, kiedy dano sygnał do ponownego spoczęcia na swoich miejscach. Przez jakieś dziesięć minut wszyscy pieprzyli jakieś prawnicze głupoty, z których nic nie rozumiałem, potem zostałem zawołany do ławy dla świadków.

Drewniane krzesło, na którym usiadłem, było twarde jak cholera i było mi cholernie niewygodnie. Prokurator zaczął zadawać mi pytania.

- Panie Bieber, gdzie był pan w nocy z 19 na 20 marca 2011 roku? – Oczywiście próbował mnie o coś oskarżyć.

Westchnąłem. – Byłem na imprezie…

Prokurator pokiwał głową, przechadzając się w tę i z powrotem.

- Imprezie u Brada Hayden’a? Tak?

Odpowiedziałem skinieniem głowy, mamrocząc „tak”.

Poprawiłem moją skórzaną kurtkę, gdy zbliżył się do ławy. – Czy wie pan, że wszyscy uczestnicy imprezy zostali zamordowani tej samej nocy?

Nie pozwól im się do ciebie dostać, kłam, kłam, kłam.

- To było tragiczne – westchnąłem. – Musiałem iść do domu wcześniej, bo miałem gdzieś jechać następnego dnia, a rano zszedłem na dół i przeczytałem o tym w wiadomościach.

Doskonale, J, dobra robota.

Uśmiechnąłem się do siebie. Zawsze byłem świetnym kłamcą.

- Dzisiaj zostałeś wypuszczony ze szpitala psychiatrycznego przy Brook Street, tak? – Skinąłem głową w odpowiedzi. – Według twoich dokumentów mówiłeś dużo do siebie, a także krzyczałeś?

Głębokie westchnienie wydobyło się z moich ust. – Tak, sir.

- Z kim rozmawiałeś, Justin?

- Ze sobą.

- Powiedz prawdę.

- Mówię.

- Przeczuwam jednak, że kłamiesz.

- Właściwie to twoje przeczucia cię okłamują, przyjacielu.

Zaśmiał się kpiąco. – Nie jesteśmy przyjaciółmi, a ja zamierzam udowodnić, że ten człowiek… – Odszedł od ławy, odwracając się przodem do mojej adwokat i wskazując na mnie. – zamordował wszystkich uczestników imprezy.

Pani Johnson wstała z miejsca. – Sir, nie ma pan prawa oskarżać tego człowieka o bycie… psychopatą.

Gdyby tylko wiedzieli, J, gdyby tylko wiedzieli…

- Zdecydowanie – szepnąłem do siebie.

- Dlaczego więc morderca nie został odnaleziony? – wykrzyknął prokurator. – A on miesiąc po zdarzeniu zaczął wariować i został wysłany do szpitala psychiatrycznego?

- Być może pan Bieber ma trudności emocjonalne.

Wszystkie głowy obróciły się w moją stronę, pochyliłem się trochę i skinąłem głową.

- Byłem bardzo… inny. W liceum nie miałem zbyt wielu przyjaciół.

- W takim razie dlaczego zostałeś zaproszony na imprezę?

Zacisnąłem usta. – Brad myślał, że będzie śmiesznie, kiedy zabawi się kosztem gościa, który właściwie tak jak on jest człowiekiem. Upokorzenie, które czuję teraz, jest podobne do tego, które czułem wtedy na imprezie, kiedy Brad się ze mnie śmiał. Bycie oskarżonym o morderstwo? To po prostu kurwa chore.

Córka pani Johnson zapisywała notatki. Spojrzała na mnie, a ja spojrzałem na nią – kiedy nasze oczy się spotkały, odwróciłem głowę.

- Nie ma pan żadnego dowodu, że obecny tu pan Bieber zachowywał się gwałtownie lub agresywnie w stosunku do któregokolwiek z uczestników imprezy. – Pani Johnson wystąpiła w mojej obronie.

Prokurator wyciągnął pilota. – Ostrzegam państwa, że zdjęcie, które za chwilę zobaczycie, jest drastyczne, więc radzę odwrócić wzrok, jeśli nie czują się państwo na siłach.

Na ekranie pojawiło się zdjęcie rozciętej szyi Brianny. Zdjęcie ukazujące moją wiadomość, którą wyryłem w jej skórze.

- „Będziesz wyglądać ładniej martwa… J” – przeczytał na głos prokurator. – Twoje imię to Justin, tak?

Skinąłem głową. – Justin Drew Bieber, sir.

- Dość ciekawy zbieg okoliczności, nieprawdaż?

Skinąłem głową ponownie, jakbym nie miał w tej sprawie nic do powiedzenia.

- To szalone, ale to nie byłem ja.

- Myślę, że powinniśmy tutaj zakończyć tą sprawę – przerwał sędzia. – Czy mają państwo jeszcze jakieś pytania do pana Biebera?

- Nie, sir – odpowiedzieli oboje jednogłośnie.

Usłyszałem szepty ze strony ławy przysięgłych, oczywiście musieli powiedzieć, czy jestem winny, czy niewinny. Myślę, że nakłamałem wystarczająco dobrze, żeby się stąd wydostać.

Ktoś szepnął sędzi do ucha ostateczny wyrok.

- Ława przysięgłych podjęła decyzję. Justinie Bieberze, jest pan uznany za niewinnego zarzucanego panu czynu. – Uderzył młotkiem w ławę.

Mój chłopiec.

Uśmiechnąłem się i wstałem z miejsca, podczas gdy pani Johnson i jej córka przytuliły się w geście zwycięstwa. Podszedłem do ich ławy.

- Gratulacje, Justin. – Pani Johnson położyła mi rękę na ramieniu. – Od początku w ciebie wierzyłam. – Złapała swoją teczkę. – Pospiesz się, Cass, twój tata przygotowuje obiad.

Dziewczyna kiwnęła głową i kazała jej zaczekać chwilę, sama podchodząc bliżej do mnie.

- Dziękuję – powiedziała delikatnie. Jej głos był taki… słodki i niewinny.

- Za co? – spytałem chłodno.

- Za to, że mogłam napisać o tobie wypracowanie. Miejmy nadzieję, że dostanę 6+ - zaśmiała się cicho i najzwyczajniej w świecie odeszła.

Nigdy nie pozwól żadnej dziewczynie się do siebie dostać. Nie potrzebujesz nikogo. Tylko mnie, rozumiesz?

- Nikogo innego, przyjacielu.





----------------------------------------------------------
PROSZĘ MISIE, OTO WASZ DŁUGO WYCZEKIWANY ROZDZIAŁ 1!!!!! wstawiam dzisiaj, bo nie mialam już serca tak was trzymać w napięciu haha

jak wrażenia? spodziewaliście się, że akcja rozpocznie się 3 lata później? co myślicie o cassidy? myślicie, że coś później połączy ją i justina?

mnie najbardziej przeraża to, co się dzieje w głowie justina. ten "głos" to przecież wytwór jego wyobraźni... to tak, jakby miał dwie osobowości, ale ta jedna była pod ogromnym wpływem tej drugiej. justin jest w pułapce własnej psychiki, jest po prostu... psychopatą. bezlitosnym psychopatą, który zabija z zimną krwią. powiem szczerze, że DA to pierwszy fanfic, który czytałam, w którym justin byłby aż tak do szpiku kości zły, ale przez to jest niesamowicie ciekawy i wciągający. a co wy sądzicie?

najważniejsza rzecz, którą chciałam wam powiedzieć, to to że bardzo, ale to bardzo was kocham, i dziękuję że jesteście. jesteście najlepsi - każde wejście, każdy komentarz, to wszystko daje mi motywację do dalszego tłumaczenia. proszę, nie opuszczajcie DA i bądźcie tu ze mną do końca.

po raz kolejny proszę o komentowanie - to naprawdę wiele dla mnie znaczy.

kocham was i do następnego tygodnia!!
jula (@drevvsex)


PS. polecam zajrzeć w zakładkę Bohaterowie, jeżeli chcecie wiedzieć, jak wygląda cassidy!!
PS2. jeśli chcecie napisać o DA na twitterze, korzystajcie z hashtagu #DemonicAwakeningPL, będzie mi wtedy łatwiej wyłapywać wasze opinie!!

czwartek, 24 kwietnia 2014

Prolog


Unknown's POV

Rodzice zawsze martwili się o gry wideo mające wpływ na dzieci, nakłaniające je do wymykania się, kradnięcia samochodów, brania narkotyków, zabijania… To po prostu dzisiejszy problem w społeczeństwie, ale co jeśli jeden głos w głowie niewinnego siedemnastolatka mógł zmienić wszystko? Chwila, nawet gorzej… Co jeśli to był mój głos...?


Regular POV

- Oh! Oh! Tak! Jeszcze jeden! No dalej! Ahh! Było blisko! – krzyczał Justin, skupiając się na swojej grze, którą kupił mu jego wujek na siedemnaste urodziny kilka tygodni temu. Grze, w którą grał cały czas, w noc i w dzień, 24/7.

- W co grasz, skarbie? – Dźwięk słodkiego głosu jego mamy Pattie rozniósł się po salonie.

- W grę o tym gościu, który morduje niewinnych ludzi dla mnóstwa kasy i próbuje nie zostać złapany – odpowiedział Justin, nadal koncentrując się na grze.

Pattie westchnęła, czując się trochę niekomfortowo.

- Justin, nie jestem pewna, czy czuję się dobrze, widząc że grasz w tą… tą… grę o zabijaniu! To wypierze ci mózg! – powiedziała, stając naprzeciwko swojego syna.

- To tylko gra, mamo, wyluzuj! To nie tak, że nagle pójdę i zacznę zabijać wszystkich wkoło! Jezu, mamo! – warknął Justin.

- Wiem, ja tylko upewniam się, że jesteś bezpieczny. Po prostu się o ciebie troszczę, skarbie – westchnęła Pattie, uspokajając się.

- Ugh, nieważne. – Justin wywrócił oczami, wpadając do swojego pokoju.

Złapał za końce swojej czarnej koszulki i ściągnął ją, tak samo postępując z jeansami, i rzucił je przez pokój na krzesło przy biurku, zostając w samych bokserkach. Natykając się na lustro, zatrzymał się, podziwiając swoje nawet dobrze zbudowane ciało, zginając ramiona i kiwając lekko głową na swoje odbicie. „Jesteś coraz przystojniejszy, Biebs”

Podszedł do swojego nieco zabałaganionego, ale wygodnego łóżka, odwinął kołdrę w poszewce Toronto Maple Leafs, wdrapał się na materac i westchnął z ulgą, czując ciepły dotyk pościeli na swojej skórze i zamykając oczy. Uśmiech pojawił się na jego twarzy, kiedy zdał sobie sprawę, że jutro była sobota, co oznaczało że cały dzień będzie grał w gry wideo, może odrobi trochę pracy domowej i odpocznie.


Justin’s POV

Ciepły blask słońca uderzył moją twarz, przebijając się przez zasłony. Zasłoniłem oczy ręką, spychając kołdrę z mojego ciała i westchnąłem. Wyrzuciłem ramiona w górę, przeciągając się, przypadkowo wydając z siebie jęk, który zabrzmiał jakbym się masturbował… czy coś. Zasłoniłem szybko usta, zanim moja mama pomyślałaby, że mam właśnie mały „czas dla siebie”.

Chichocząc do siebie, zrzuciłem nogi z łóżka, podnosząc się do pozycji siedzącej i czekając na większy napływ energii do mojego ciała. W końcu wstałem z wysiłkiem i przeciągnąłem się jeszcze raz, sprawiając że brzmiało to mniej seksualnie niż wcześniej. Przeczesałem palcami włosy, podchodząc do swojej szafy, wydobywając z niej parę koszykarskich szortów z logo NBA i biały t-shirt i zakładając je na siebie.

Otworzyłem moją szafkę z butami, ukazując 20 par różnych butów za kostkę, ale ja wziąłem po prostu parę zwykłych czarnych i założyłem je. Patrząc w lustro, poprawiłem swoje włosy, układając je tak jak zwykle, zarzucając je lekko na bok. Zbiegając w dół po schodach żeby włączyć XBOX-a, otworzyłem miejsce na płytę i zatrzymałem się…

Gdzie była moja gra? Szukałem jej wszędzie, sprawdzając pod poduszkami i stołami i robiąc po drodze bałagan, zanim wstałem z kolan, aby zobaczyć moją mamę stojącą tam i machającą znajomą grą. Moje oczy zatrzymały się na pudełku.

- Mamo, oddaj mi moją grę! – jęknąłem, idąc w jej kierunku.

Kiedy wyciągnąłem rękę żeby ją dostać, zrobiła krok w tył, trzymając grę najdalej jak tylko mogła. 

Posłała mi srogie spojrzenie, wskazując na mnie palcem.

- Żadnych… gier… o zabijaniu – powiedziała, machając palcem, by uczynić jej słowa ostrzejszymi.

Wywróciłem oczami, posyłając jej uśmiech „bardzo śmieszne, mamo” i podszedłem bliżej do gry.

- Myślisz, że to żart, Justin? Ta gra daje ci mnóstwo pomysłów, jak krzywdzić ludzi! Nie, nie pod moim dachem. Bóg nas obserwuje! – Mama była głęboko wierzącą chrześcijanką, podczas gdy ja… nie wierzyłem w to. Właściwie to już zaplanowałem śmierć wszystkich moich „kolegów” z klasy. Zasługują na to, bo wszystko co kurwa robią, to rządzenie mną.

- Jeśli Bóg mnie obserwuje…  - powiedziałem, akcentując słowo „Bóg”. – Dlaczego sam nie zabrał mi tej gry, huh?

Na jej twarzy pojawiło się zdziwienie, tylko dlatego, że mówiłem o Bogu w taki sposób. – Justinie Drew Bieberze, masz szlaban! – Jej głośny krzyk odbił się echem po całym domu.

Potrząsnąłem głową i powlokłem się na górę po schodach. Gdy tylko moje ciało opadło na łóżko, moje oczy odpoczywały, do momentu aż zadzwonił mój telefon. Podparłem się, czytając wiadomość.

Do: Justin
Od: Nieznany

Hej bro, impreza w moim domu na Rosemary Lane 87. Dołącz do nas! Jesteś cool
 -Brad

To sms od… Brada? Rozgrywającego drużyny futbolowej? Chciał, żebym spędził z nim czas na imprezie... Jednak była jedna mała gówniana rzecz, która stała mi na drodze do bycia w końcu popularnym… szlaban. Chodziłem tam i z powrotem po pokoju, myśląc nad sposobem wydostania się z tego bałaganu, gdy chłodne powietrze owiało mój kark, wysyłając dreszcz w dół mojej szyi. Odwróciłem się, by zobaczyć otwarte okno wpuszczające do środka powiew wiatru.

Wyjrzałem przez okno, aby zobaczyć drabinę opartą tuż obok niego. Moje pełne usta wygięły się w uśmiechu, kiedy podbiegłem do szafki i zmieniłem koszulkę na pierwszą lepszą koszulę, odpiąłem górny guzik i podwinąłem rękawy, zakładając też czarne wytarte jeansy, odwijając nogawki, i zostając w moich czarnych butach za kostkę, bardzo cicho wyszedłem przez okno.

Gdy tylko moje stopy dotknęły wilgotnej trawy, poczułem adrenalinę płynącą w moich żyłach, kiedy szedłem w stronę domu Brada. Przechodziłem przez jego ulicę cały czas w drodze do szkoły, więc wiedziałem dokładnie, gdzie iść. Moje serce zaczęło bić szybciej, kiedy zbliżyłem się do jego domu… był ogromny. Mieszkałem w biednej części Stratford, a Brad… jasna cholera, jego dom był jak pałac.

Atmosfera imprezy otaczała cały dom, było słychać ciężki bas muzyki i widać sylwetki tańczących ludzi. Wziąłem głęboki wdech i podszedłem do drzwi, przekręcając klamkę i wchodząc do środka, a zapach potu i alkoholu uderzył moje nozdrza.

Nie oszukujmy się – to mogła być jedyna impreza, na której kiedykolwiek byłem, chyba że robiłem dobre wrażenie. Wszystkie spojrzenia były skierowane na mnie, widząc cichego dzieciaka z tyłu klasy socjalizującego się, ale zgadnijcie, kogo to kurwa obchodzi? Bo na pewno nie mnie.

W pewnej odległości zobaczyłem Brada z drużyną futbolową, przywitam się z nimi za chwilę, ale najpierw muszę napić się piwa. Podszedłem do stołu, były tam wystawione wszystkie rodzaje alkoholu i było trudno wybrać, więc wziąłem po prostu puszkę piwa i otworzyłem ją, słysząc kliknięcie i syk powietrza, i wziąłem łyk, uśmiechając się w zachwycie.

Poczułem na sobie czyjś wzrok, ale nie zwykłe „co do chuja”… mam na myśli… wzrok dziewczyny, chcącej seksu. Zawsze wiedziałem, kiedy ktoś na mnie patrzył i dlaczego… to zawsze było moim zmysłem. Obróciłem głowę, by zobaczyć Briannę Capiletti, patrzącą na mnie i przygryzającą wargę. Uśmiechnąłem się lekko, pozwalając mojej „flirciarskiej” stronie przejąć dowodzenie, kiedy przeszedłem drogę dzielącą mnie od niej.

- Hej, Justin, prawda? – Jej na wpół pijany bełkot dotarł do moich uszu.

Skinąłem głową. – Justin Bieber, tak, chodzimy razem na angielski.

Położyła swoją rękę na moim ramieniu, chwiejąc się lekko. Nic dziwnego, bo jej szpilki sprawiały, że była wysoka jak cholera, ale na szczęście nadal niższa ode mnie.

Zrób to, Justin.

Ktoś się odezwał, ale kto do diabła?! W pobliżu nie było nikogo oprócz Brianny, a to był raczej męski głos, a nie kobiecy, taki jak jej.

Justin, posłuchaj mnie.

Potrząsnąłem głową, wtedy Brianna spojrzała na mnie gniewnie, złapała moją rękę i pociągnęła mnie na górę po schodach. Miałem dobre przeczucia teraz, kiedy otworzyła drzwi sypialni i włączyła światła, pozwalając mi zobaczyć ogromne łóżko, na którym się położyła. Zamknąłem drzwi, oboje byliśmy teraz w pokoju.

- No chodź, skarbie… – wyszeptała swoim pijanym głosem i zaczęła rozwiązywać swój top, odsłaniając nagą skórę, a moje oczy się rozszerzyły.

Ona cię wykorzystuje, Justin.

- Zamknij się – szepnąłem pod nosem.

Kogo kurwa zamierzasz słuchać? Tej suki czy mnie?

- Kim do cholery jesteś „ty”? – warknąłem do nieznajomego głosu w mojej głowie. Brianna znów rzuciła mi gniewne spojrzenie.

Jestem głosem, Justin, nie możesz mi się sprzeciwić.

- Masz do tego jakiś gówniany powód? – W sekundę później piekący ból przeszył moją głowę, jakby ktoś wbijał mi tam nóż. – Okej, dobra, posłucham.

Idź na dół Justin, dowiedz się wszystkiego.

- Jestem zajęty.

Popatrz na nią, gapi się na ciebie jak na jakieś dziwadło.

Obróciłem głowę, by zobaczyć ją, patrzącą na mnie jakbym był popieprzony.

- Okej, zrobię to. – Wypadłem z pokoju, słysząc za sobą narzekanie Brianny. Zakradłem się na dół, słysząc śmiech Brada, więc rozejrzałem się dookoła, aby zobaczyć go mówiącego.

- Więc zaprosiłem tego dzieciaka, Justina… – powiedział, mając trudności z mówieniem z powodu śmiechu. Zakradłem się do kuchni, żeby wyraźniej usłyszeć ich rozmowę.

- Tego cichego dzieciaka z tyłu klasy od matmy? Stary, on jest dziwadłem, po co go zaprosiłeś? – Usłyszałem narzekanie któregoś z jego kolegów z drużyny.

- Wyluzuj, jest tutaj, więc możemy trochę się zabawić z tym małym dupkiem. Wysłałem Briannę, żeby się z nim pieprzyła… Pewnie nadal jest z nim na górze. – Sprawił tymi słowami, że cały tłum wybuchnął śmiechem.

Widzisz, J? Myślę, że potrzebujesz małej zemsty. Idź do drugiej szuflady na prawo.

Zrobiłem, co powiedział głos i od razu ujrzałem połyskujący nóż leżący tuż przede mną. Oblizałem wargi i uśmiechnąłem się, biorąc go w rękę. Ostrożnie rozejrzałem się wokół i chowając nóż, pobiegłem z powrotem na górę. Moja krew gotowała się ze złości i pragnąłem żeby oni wszyscy cierpieli.

Mój chłopiec, teraz otwórz drzwi, dźgnij tą sukę i poderżnij jej gardło.

Drzwi zaskrzypiały, otwierając się, a Brianna stanęła przede mną. Popchnąłem ją do środka brutalnie zatrzaskując drzwi i przyparłem ją do ściany, umiejscawiając moje usta na jej szyi.

- Myślisz, że możesz się mną bawić, huh? Seks ze mną w ramach żartu. To jest dla ciebie zabawne, skarbie? Tak?

Chwyciła moje włosy, wydając z siebie cichy jęk. – N-nie, Justin… Obiecuję.

Zrób to, Justin.

Odsunąłem się i uśmiechnąłem się lekko. – Cóż…

Zrób to.

Pochyliłem się bardziej. – Zgadnij co, kochanie?

Zrób to.

Pokazałem jej nóż, w którym odbiło się światło z lampy pod sufitem, a na twarzy Brianny pojawiło się przerażenie. Szybko zbliżyłem nóż w jej stronę, a moje ciemne oczy wpatrzone były w jej. Szepnąłem:

– Nikt nie pieprzy się ze mną. 

Przybliżałem do niej nóż coraz bardziej i bardziej.

– Pokochasz to, kochanie – powiedziałem, błądząc dłońmi po całym jej ciele.

- P-proszę, nie zabijaj m-mnie – zaszlochała.

Wywróciłem oczami i przycisnąłem moje usta do jej szyi, ssąc i przygryzając jej skórę. Mieszanka szlochu i jęku wydobyła się z jej gardła. Uśmiechnąłem się, zadowolony. Wziąłem nóż i zbliżyłem końcówkę do jej szyi.

- Jeśli spróbujesz krzyknąć, będziesz martwa – szepnąłem groźnie.

Wyryłem słowa „będziesz wyglądać ładniej martwa. –J” tuż przy jej obojczyku i uśmiechnąłem się.

- Cóż, było fajnie, ale muszę to zakończyć. – Bez wahania poderżnąłem jej gardło, zanim miała szansę krzyknąć.

Dobra robota Justin, dobra robota. A teraz, co z resztą ludzi na imprezie?

Uśmiechnąłem się, schodząc w dół po schodach z zakrwawionymi rękami.


-MIESIĄC PÓŹNIEJ-

Siedziałem w swoim pokoju, mając wielką ochotę znowu to poczuć… znów to usłyszeć… Śmierć. Czułem to codziennie, ale jedyną rzeczą, która mnie powstrzymywała, był ten szpital psychiatryczny. Oni wszyscy będą tego żałować. Kiedy stąd wyjdę, J powróci… i będzie lepszy niż kiedykolwiek.

Jestem Justin Bieber, głosy w mojej głowie są moimi przyjaciółmi, zabiłem wszystkich ludzi na 100-osobowej imprezie, nikt nie wie, że jestem zabójcą… a to moja historia.





-----------------------------------------------

MAMY PROLOG!!!!!! na prośbę moich księżniczek ((już wy wiecie o kogo chodzi!!)) wstawiam go już dzisiaj, zamiast czekać do weekendu. wobec tego rozdział 1 pojawi się w przyszłym tygodniu, w okolicach weekendu, tak jak pisałam wcześniej.

jak wrażenia? piszcie w komentarzach, jestem bardzo ciekawa waszej opinii hihi

kocham
jula (@drevvsex)


EDIT: nie informuję o nowych rozdziałach, myślę że nie ma potrzeby, bo będą się pojawiały regularnie, co weekend:)

EDIT 2: proszę o komentowanie, chcę mieć jakie takie pojęcie, ile osób to czyta