piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 14

notka pod rozdziałem

------------------------------------------------------------------------------------------------ 

Unknown's POV

Kłamstwa ranią, ale czasami mogą uchronić cię przed zimną, ciężką prawdą.


Cassidy's POV

Dotknęłam swoich ust i uśmiechnęłam się. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że Justin mnie dziś pocałował. Czułam się jak we śnie. To był delikatny, przyjemny pocałunek.

Zeszłam na dół po schodach i zobaczyłam Tylera wpadającego szybko do domu.

- Hej, Ty – uśmiechnęłam się.

- Ta, hej, Cass – powiedział, ledwo łapiąc oddech, po czym usiadł na kanapie.

- Chodźmy do mojego pokoju – zaproponowałam. Chłopak jęknął i powiedział:

- Dopiero co usiadałem – skrzywił się. – I nie mogę zostać na długo, muszę odrobić lekcje i tak dalej.

Prychnęłam. – Ty i nauka? Zabawne, a teraz chodź. – Chwyciłam go za nadgarstek i pociągnęłam na górę. Tyler zabawnie poruszył brwiami, na co się zaśmiałam, po czym usiadłam na brzegu łóżka. 

- Więc jak ci się układa z Chelsea? Pieprzyliście się już?

Chłopak zaczerwienił się lekko, na co się zaśmiałam. 

- Nie, Cass, co do cholery? Dopiero co zaczęliśmy się spotykać. – Rzucił we mnie poduszką, a ja pisnęłam. Zaczęłam się śmiać, trzymając się za brzuch. Po chwili odetchnęłam i ponownie usiadłam prosto.

- To zabawne, a tak w ogóle to wiesz co? – Uśmiechnęłam się szeroko.

- Co? – zapytał, opierając podbródek na dłoni i odwzajemniając uśmiech.

- Justin mnie pocałował! – Podskoczyłam na łóżku, piszcząc.

Jego oczy się rozszerzyły, a ciało znieruchomiało – wyglądał na nieźle zszokowanego.

- Pocałował cię?! – Tyler zacisnął i rozluźnił szczękę, po czym odetchnął ciężko. – Nie powinnaś mieć z nim nic wspólnego, Cass – powiedział całkowicie poważnie.

Zmrużyłam oczy. – Niby dlaczego? To fajny chłopak, kiedy lepiej się go pozna.

- Cóż, nie znam go za dobrze, ale wiem na pewno, że nie jest osobą, z którą powinnaś się spotykać. – Posłał mi gniewne spojrzenie.

Uniosłam brew. – Tyler… On mieszka w moim domu, nie mogę go tak po prostu ignorować! Właściwie lubię spędzać z nim czas. Raz na przykład próbowaliśmy zrobić ciasteczka, ale skończyło się tylko na wielkim bałaganie w kuchni. I nazwał mnie księżniczką. – Zarumieniłam się.

Chłopak wywrócił oczami. – Oh tak, to musiała być świetna zabawa – wymamrotał ironicznie.

- Czemu jesteś taki? Nigdy nie widziałam, żebyś był tak przesadnie ostrożny. – Wyrzuciłam ręce w powietrze ze złości.

- Mówię ci, Cassidy, ani ja, ani twój tata nie mamy o nim dobrego zdania. Bądź realistką, do cholery. On naprawdę ci się podoba? Jesteś szalona. – Jego głos zadrżał.

- Ja?! Szalona?! Pieprzona bzdura. – Złapałam się za głowę. – I serio, Ty? Rozmawiasz o kimś za jego plecami z kimś innym, i tym kimś innym jest mój tata? To jest kurwa chore, i…

- On jest nienormalny, szalony, na miłość Boską, to jakiś popieprzony wariat! – Wrzasnął, a jego nozdrza drgały. Oddychał ciężko, przez co było wyraźnie widać, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada.

Gdy tylko wypowiedział to zdanie, kroki Justina rozbrzmiały na korytarzu. Chłopak zatrzymał się przy moim pokoju, a jego oczy od razu pociemniały.

- Sądzę, że powinieneś już wracać do domu, teraz, Tyler. – Wypowiedział te słowa wolno i ze słyszalną groźbą w głosie. Tyler spojrzał na niego spode łba i przepchnął się obok niego.

Spojrzałam na Justina, a potem na Tylera. – Co do cholery to było? Brzmiałeś straszne. – Ciarki przeszły mi po plecach.

Justin wpatrywał się w drzwi, przez które wyszedł mój przyjaciel.  – Nie powinien tu być. Więcej tu nie przyjdzie, jeśli wie, co dla niego najlepsze.

- Co ty za bzdury gadasz? Znam Tylera dłużej, niż znam ciebie.

Justin jedynie spojrzał na mnie wrogo, wyglądając na niesamowicie wkurzonego, więc westchnęłam w złości i wstałam z łóżka.

- Przesuń się – powiedziałam zdenerwowana.

Justin stał w przejściu, blokując je, a ja chciałam zobaczyć się z Tylerem. – Nic z tego, księżniczko – uśmiechnął się krzywo. Uśmiechnęłam się lekko, bo znów nazwał mnie księżniczką. Na moich policzkach zaczął pojawiać się rumieniec, ale wtedy nagle uderzyła mnie rzeczywistość. – Jesteś dupkiem.

Chłopak wywrócił oczami. – Skoro jestem takim dupkiem, to czemu odwzajemniłaś pocałunek dzisiejszej nocy i czemu właśnie się zarumieniłaś? Hm, kochanie? – zachichotał i oparł się o drzwi.

- Justin proszę, przesuń się – mruknęłam naburmuszona.

- A co jeśli nie? – Przechylił głowę na bok i uniósł brew.

- Wtedy zrobię to. – Posłałam mu ironiczny uśmiech, po czym bez wahania kopnęłam go w jaja. Justin jęknął z bólu i osunął się na podłogę, trzymając się za krok.

- Zapłacisz za to, Cassidy – wysyczał przez zaciśnięte zęby.

Szybko zbiegłam na dół, wymijając Justina. Tylera już nie było. Wydęłam wargi niezadowolona i usiadłam na kanapie. Przebiegłam dłonią po włosach. Desperacko potrzebowałam dowiedzieć się, czemu tych dwóch tak bardzo się nienawidzi. Westchnęłam i poszłam do kuchni, wyjmując z zamrażalki torebkę mrożonego groszku dla Justina. Wróciłam na górę, zastając Justina wciąż leżącego na ziemi w takiej samej pozycji, jak wcześniej. 

- Masz – zaśmiałam się i podałam mu mrożonkę. Spojrzał na nią, a jego oczy w tym momencie przypominały szparki. Usłyszałam, jak mamrocze „dzięki”.

Chłopak usiłował się podnieść, więc chwyciłam jego ramię, żeby mu pomóc. Wyszedł z pokoju, przytrzymując groszek przy swoim kroczu. Stłumiłam śmiech, zasłaniając usta dłonią. Justin obrócił głowę i skrzywił się. – Zamknij się, Cassidy, to nie jest zabawne.

Nieważne jak bardzo starał się wyglądać groźnie, to nadal było zabawne. – O tak, właśnie że jest. – Wybuchnęłam śmiechem, trzymając się za bok.

Posłał mi gniewne spojrzenie. – Ty mała… – Nagle skrzywił się i odsunął od siebie groszek. – Cholera, jakie to zimne! – Zaskomlał, człapiąc po schodach, na co zachichotałam.

- Tak czy inaczej, zasługiwałeś na to. – Zeszłam za nim na dół.

- Nie kłóćmy sie już, okej? – Spojrzał na mnie, z trudem siadając na kanapie.

- Opowiesz mi o tym kiedyś. Zmuszę cię do tego, będę cię dręczyć… - Uniosłam znacząco brew.

Chłopak obdarzył mnie tym swoim słynnym uśmieszkiem. – Czyżby?

-Taak… – szepnęłam, uwodzicielsko kładąc jedną nogę na jego kolanie. Nachyliłam się do jego ucha i wolno, niskim głosem wyszeptałam: – Zawieszę ci nad głową jedno z moich ciasteczek i nie dam ci go, póki mi nie powiesz.

Justin roześmiał się. - Wow, jakież to podniecające.

- Moje ciasteczka mają fajny kształt, mm… taki ładny, okrągły. – Oboje zachichotaliśmy. Na moment zapadła niezręczna cisza, którą po chwili przerwałam. – Jak tam twoje jaja, Bieber?

- Bolą, ale miejmy nadzieję, że nie powstrzyma mnie to przed posiadaniem dzieci. – Poprawił swoje bokserki tak, żeby nie ocierały się o bolące miejsce.

- Justin Bieber chce mieć dzieci? Nie. Żartujesz sobie – powiedziałam sarkastycznie.

Uśmiechnął się i pokiwał głową. – I piękną żonę, ale to raczej niemożliwe.

Spojrzałam na niego, by zobaczyć, że jego wyraz twarzy całkowicie się zmienił. – Niby czemu?

Chłopak ponownie opadł na oparcie kanapy. – Proszę cię, bądź realistką… Kto chciałby brać ślub czy w ogóle być z kolesiem, który słyszy jakieś głosy w głowie i jest przez nie bipolarnym draniem?

Szczerze, w tamtej chwili zrobiło mi się przykro z powodu Justina. Stracił nadzieję na wszystko… Ale ja będę tą osobą, która mu ją przywróci.

- Oni się mylą, oceniając cię… Tyler i mój tata.

- Hm? – Jego brwi były uniesione.

- Nie jesteś psychopatą, jesteś po prostu… rozbity. Owszem, masz kilka wad… ale hej, przecież każdy je ma.

Uśmiechnął się lekko. – Opowiedz mi o jednej z twoich wad.

- Hmm… – Skrzyżowałam nogi i usiadłam naprzeciw niego. – O! Jestem bardzo zdecydowana, nawet zbyt zdecydowana. Zawsze muszę mieć pewność, że mam rację, i zawsze muszę mieć dowód, żeby poprzeć swoje zdanie.

- To nie jest zła rzecz, no weź. Pomyśl mocnej. Co jest twoją największą wadą, co jest twoimi głosami w głowie? – Patrzył na mnie uważnie i pewnie. Zamyśliłam się na chwilę.

- Wszystko, czego pragnę, to cudowny związek, ale to niemożliwe. Chcę czuć motylki za każdym razem, kiedy spojrzę na jego twarz i chcę, żeby on czuł to samo. Chcę tego wszystkiego, ale nie jestem na tyle ufna. Chodziłam kiedyś na randki, ale to nie było nic specjalnego. Marzę, żeby poznać kogoś prawdziwego. Kogoś, kto nie będzie mnie okłamywał. Kogoś, kto będzie o mnie dbał. – tłumaczyłam, a Justin tylko siedział i uważnie słuchał.

- Co czułaś podczas tamtego pocałunku? – zapytał.

- Jakbym całowała delikatne płatki róży* – uśmiechnełam się.

- Emocjonalnie, co czujesz do mnie emocjonalnie? – Chłopak zmrużył oczy, wpatrując się we mnie.

- Czuję… te motylki… – wymamrotałam.

- Nie, Cass, nie powinnaś – powiedział surowo.

- Więc po co mnie całowałeś, huh? – Patrzyłam na niego zdezorientowana.

- To był głupi błąd… Ja nic do ciebie nie czuję.

- Więc myślisz, że wysyłanie mi sprzecznych sygnałów jest zabawne? To jakiś żart? – westchnęłam zniecierpliwiona.

- Cass… ty nie rozumiesz. Nie możesz niczego do mnie czuć.

- Daj mi jeden pieprzony powód, Justin, jeden pieprzony powód! – krzyknęłam.

- Nie krzycz na mnie, kurwa – powiedział jadowicie.

Wstałam, zła na jego dobór słów. – To mój dom i mogę robić, co mi się kurwa podoba. A teraz chcę, żebyś się stąd wynosił!
 
- Nie możesz mnie tak po prostu wyrzucić! – krzyknął Justin.

- Więc przestań się mną bawić! Jesteś taki cholernie bipolarny. – Przeczesałam włosy palcami i usiadłam z powrotem. – Przestań mi kurwa mieszać w głowie… – Łzy zaczęły spływać po moich policzkach.

- Cass… – powiedział delikatnym głosem i owinął swoje silne ramiona wokół mnie. – Przepraszam – Złożył uroczy pocałunek na mojej skroni, trzymając moją twarz w swoich ciepłych dłoniach, kciukami ocierając łzy z moich policzków.


- Pocałuj mnie, Justin – szepnęłam.

Justin oblizał swoje pełne usta, po czym powoli przycisnął je do moich. Prawie od razu przerwał nam odgłos otwieranych drzwi. To była Ashley. Dziewczyna trzymała się za brzuch, jakby ją bardzo bolał, co mnie bardzo zaskoczyło. Podbiegłam do siostry w potrzebie.

- Ashley?! Co się stało?! – pisnęłam.


- Nie wiem, szłam ulicą i nagle strasznie rozbolał mnie brzuch,  więc wróciłam do domu tak szybko, jak mogłam – jęknęła. Zobaczyłam, że Justin do nas podchodzi.

- Johnson, co jest?

- Zostaw mnie w spokoju, dupku, nie możesz mi pomóc – warknęła, na co chłopak się odsunął.

Jego ciepła dłoń owinęła się wokół twoje nadgarstka, przyciągając moją uwagę. – Może powinienem zadzwonić po pogotowie?

- Ludzie, wszystko ze mną w porządku, to pewnie tylko bóle miesiączkowe czy coś w tym rodzaju. Pewnie okres mi się zaczął, a ja nawet o tym nie wiedziałam. Teraz pójdę się przespać, i jak się obudzę, będzie już okej. Serio, luz. – Po tych słowach poszła powoli na górę.

Patrzyliśmy się na siebie z Justinem przez dłuższy czas.

- Czemu jesteś taki bipolarny? – zapytałam, wciąż czując lekką złość.

- Mówiłem już, że przepraszam – westchnął.

- Nie, Justin, ja nie chcę przeprosin. Chcę wiedzieć, czemu taki jesteś. Miałeś traumatyczne dzieciństwo, czy może… – Dłoń Justina spoczęła na moim policzku, uciszając mnie.

- Robi się późno. – Posłał mi ciepły uśmiech. – Idź już do łóżka, jutro masz pracę.

Wtuliłam twarz w jego dłoń. – Wpadniesz do sklepu?

Pocałował mnie w policzek. – Postaram się.

- Postarasz się? – Uniosłam brwi, posyłając mu zabawne spojrzenie. – Oh, zrobisz to, Bieber.

- Idź do łóżka, świrze. – Lekko mnie połaskotał, na co odepchnęłam od siebie jego dłonie, wciąż chichocząc.

- Dobrej nocy, Justin. – Pomachałam mu i się odwróciłam, ale zanim odeszłam, poczułam parę ramion owijających się wokół mnie.

- Dobranoc, piękna. – Jego ciepły oddech owiał moją szyję, a potem chłopak złożył na niej delikatny pocałunek. W końcu puścił mnie, pozwalając mi iść na górę. Kiedy spojrzałam w dół, zauważyłam, że został w kuchni, żeby się napić.

Gdy dotarłam do mojej sypialni i przebrałam się w piżamę, upięłam włosy w niechlujnego koka. Położyłam się na łóżku i nagle poczułam się niesamowicie szczęśliwa. Pisnęłam do siebie, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zwijając się w kłębek, pomyślałam o tym, że chciałabym znowu zobaczyć Justina i dalej spędzać z nim czas, ale wiedziałam, że muszę iść spać.

Jakkolwiek się nie starałam, nie mogłam zasnąć, a tym bardziej pozbyć się z głowy jego ust, jego oczu, głosu, włosów czy tatuaży.

Minęła około godzina ciągłego włączania i wyłączania telefonu oraz słuchania muzyki,  która pomogłaby mi zasnąć, ale wszystko na marne, więc tylko leżałam z szeroko otwartymi oczami. Nagle usłyszałam kroki zbliżające się do pokoju, po czym ujrzałam głowę Justina zaglądającą zza drzwi.

- Wciąż nie śpisz? Jest 1:35, kochanie. – Brzmiał na zmartwionego.

Potrząsnęłam głową i usiadłam, gdy wszedł do pokoju. – Nie mogę zasnąć, mam problem.

- Chcesz, żebym z tobą poleżał? – Pokiwałam głową, patrząc, jak zdejmuje buty. – Um, czy bedzie okej, jeśli zdejmę koszulkę? – zapytał z dłońmi na brzegach koszulki.

- Nawet więcej niż okej – uśmiechnęłam sie i mrugnęłam do niego. Chłopak zaśmiał się cicho i zdjął koszulkę, ukazując swoje umięśnione ciało i abs. Wpatrywałam się w niego przez chwilę.

- Dać ci aparat, żebyś mogła zrobić zdjęcie? – zapytał mnie jednym ze swoich zarozumiałych komentarzy, którego użył po pierwszej nocy w moim domu.

- Bardzo zabawne – uśmiechnęłam się, gdy wdrapał się na łóżko, układając się obok mnie. Leżał normalnie, do czasu, jak wtuliłam się jego klatkę piersiową. Przejechałam paznokciami po jego tatuażu korony. 

- Podoba mi się ten tatuaż – powiedziałam, podziwiając go. – Ma jakieś znaczenie?

- Jestem królem. – Zaśmiał się lekko. – Symbolizuje siłę i odwagę, tak myślę.

- Jesteś wystarczająco silny, żeby pokonać swoje słabości, wiem to. – Uśmiechnęłam się przy jego ciepłej skórze.

Pogłaskał mnie po włosach. – Idź spać, skarbie.

Po tym, jak to powiedział, moje oczy się zaczęły się zamykać i odpłynęłam.

----------------------------------------

- Zamknijcie się, zamknijcie się… – Usłyszałam szepty. Gdy moje oczy się otworzyły, zobaczyłam Justina siedzącego w nogach łóżka, ciągnącego za swoje włosy. Był sfrustrowany… albo to głosy w jego głowie były.

Przysunęłam się do niego bardzo delikatnie i cicho, po czym zaczęłam masować jego ramiona. – Shh, już jest okej. Masz siłę, pamiętasz?

Przytaknął, a ja czule pocałowałam jego włosy i przeczesałam je dłonią. Z jego ust wydobył się cichy jęk.

- Głosy cię nie lubią… – szepnął ze smutkiem w głosie.

Usiadłam za nim i położyłam głowę na jego ramieniu. – Dlaczego nie?

- To nie twoja pierdolona sprawa. – Chłopak wstał. No, i powrócił bipolarny Justin.

- Idź do łóżka, swojego łóżka. – Skrzyżowałam ręce na piersi i wróciłam do swojego łóżka. Justin wyszedł.

Byłam naprawdę zdenerwowana tymi jego ciągłymi zmianami nastrojów, ale zgaduję, że jeśli chcemy iść dalej, muszę do tego przywyknąć. Przetarłam oczy i spojrzałam na budzik, który wskazywał 6:47. Oznaczało to, że za jakąś godzinę muszę zacząć się szykować do pracy, bo moja zmiana zaczyna się o 9. Leżąc pod ciepłą kołdrą, zamknęłam oczy, zasypiając znowu,


Justin's POV

A więc znowu tu jestem, leżąc w swoim pokoju. Zły, zdenerwowany i przygnębiony. 

Nigdy nie słuchasz, prawda?

- Ugh – jęknąłem w poduszkę. – Zawsze pojawiasz się w niewłaściwym czasie.

Miłość jest ci do niczego niepotrzebna, nie wiem, czemu jej chcesz.

- Zamknij się, ty też jej doświadczyłeś.

Tak, ale spójrz na efekt, pieprzony idioto.

- Ja byłem pieprzonym efektem, tato.

Nie nazywaj mnie tatą, mówiłem ci, do cholery.

- Zdenerwowany jesteś, czyż nie?

Posłuchaj, mały śmieciu, ta dziewczyna cię zmienia. Nie zabiłeś nikogo od…

- 8 godzin? Wow.

Nie o to chodzi, po prostu musisz dalej zabijać. Musimy podnieść poprzeczkę.

- Co masz na myśli? – Zmarszczyłem brwi.

Co jeśli znowu cię złapią? Będą znali twoją twarz, więc bez trudu cię rozpoznają. Nie chciałbyś znowu przez to przechodzić. Potrzebujesz przebrania.

- Coś jak w Krzyku? – zaśmiałem się lekko.

Nie do końca, bardziej jak ludzie w Nocy Oczyszczenia. Potrzebujesz maski.

- Właściwie to nie taki zły pomysł.

Myślałem o zwykłej czarnej masce, ale będziesz musiał ją ukrywać za każdym razem.

- Okej, znajdę jakieś miejsce. Jak ją kupię? Jeśli będą wiedzieli, że -J to koleś z czarną maską, łatwo dowiedzą się, kto ją kupił.

Ukradnij.

- Ukraść czyjąś kartę kredytową?

Nie, ukradnij maskę, ze sklepu.

- Oh, no tak, o tym nie pomyślałem. – Położyłem dłoń pod głową, myśląc.

Przestań o niej myśleć, J, jestem wszystkim, czego potrzebujesz…





* "Jakbym całowała delikatne płatki róży" - w oryginale "Like little satin rose petals" - jakbyście chcieli wiedzieć, dokładnie to samo powiedziała prawdziwa Cailin o całowaniu prawdziwego Justina:)

---------------------------------------------------------------------------------------

biebave

hejka, hejka tu werka (@biebave)


rozdział jest trochę później, za co przepraszam, ale wszystko mi się usunęło i od 23 pisałam od nowa. 
Wow kolejny pocałunek dhsdjsa i w końcu wiadomo że głosy w głowie Justina to jego tata! Spodziewaliście się? 
A teraz muszę powiedzieć, że prawdopodobnie odchodzę od tego tłumaczenia, jeszcze nie jestem pewna, muszę pogadać z Julą, choć wiem, że da sobie radę. Tak czy siak, kocham was mocno i proszę o koomentarz i piszcie na tt #DemonicAwakeningPL
DEMONlCBIEBER

hej kochani!!!!!!
wreszcie macie swój 14 rozdział:)

notkę piszę z telefonu (wiec wybaczcie błędy), bo mama przed paroma minutami kazała mi "wyłączać komputer, TERAZ", ale na szczęście skończyłam korektę rozdziału i teraz pozostaje mi tylko go dodać:)

naprawdę strasznie was przepraszam za to opóźnienie:( chociaż w sumie to się nie liczy, bo nadal jeszcze mamy piątek, no ale wiem, że przyzwyczailiście się do rozdziałów o północy,więc przepraszam

nie mam czasu ani siły na rozpisywanie się, więc proszę was tylko o komentarze - a NAPRAWDĘ jest co komentować - Tyler, Jassidy, kłótnia, pocałunek, ból brzucha Ashley (myślicie o tej samej przyczynie, co ja??.....), no i głos w głowie Justina to JEGO TATA!!! spodziewaliscie sie tego??

tweetujcie opinie z hashtagiem #DemonicAwakeningPL,  p r o s z ę

kocham was bardzo bardzo mocno
wasza jula (@DEMONlCBIEBER)

piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 13

UWAGA UWAGA!!!
DEDYKUJĘ TEN ROZDZIAŁ MOJEJ NAJLEPSZEJ PRZYJACIÓŁCE, NAJWIĘKSZEJ SHIPPERCE JASSIDY I CZYTELNICZCE DA OD SAMEGO POCZĄTKU. TAK VICKY, O CIEBIE CHODZI ZJEBKO! TEN ROZDZIAŁ JEST DLA CIEBIE

-----------------------------------------------------------------------------------------------------







Unknown’s POV

Różne zaburzenia niosą ze sobą najróżniejsze efekty. Anoreksja powoduje, że chudniesz, przez depresję jesteś smutny i przygnębiony, a schizofrenia sprawia, że stajesz się bardziej… demoniczny.


Justin’s POV

Leżałem, otoczony tylko swoją własną rozpaczą. Demon „spał”, więc mogłem teraz odpoczywać, wiedząc, że mam chwilę wolności. Leżałem zatem w swoim pokoju, myśląc o wszystkim. Przez moją głowę przelatywały fragmenty wspomnień z mojej przeszłości.

- Już prawie jesteśmy, Justin! – zawołał mój ojciec, wyciągając swoją dłoń do małego czteroletniego mnie, bym mógł za nią złapać. Byliśmy właśnie na campingu z okazji naszego comiesięcznego „weekendu facetów”. Moje drobne palce owinęły się wokół jego silnej dłoni. Spojrzałem na tatuaże widoczne na całej powierzchni jego muskularnego ramienia. Był moim wzorem do naśladowania i zawsze będę postrzegał go jak mojego bohatera.

- Tatusiu, zrobimy s’mores*? – Poprawiłem na ramionach mój mały plecak z Batmanem, w głowie już planując cały wieczór.

- Najpierw musimy znaleźć jakieś pole kempingowe, rozstawić namiot i znaleźć trochę drewna na ognisko. Nie spiesz się tak, kolego. – Poczochrał moje włosy, sprawiając, że ta mała wersja mnie zachichotała.

Uśmiechnąłem się do siebie. Pamiętałem mojego tatę, ale niezbyt wyraźnie. Zniknął miesiąc później, akurat wtedy, gdy mieliśmy jechać na kolejną wycieczkę. Jak bardzo było mi smutno ze świadomością, że mój najlepszy przyjaciel mnie opuścił… Jednak byłem za młody, żeby zrozumieć powód jego zniknięcia i nie znałem go do momentu, gdy moja mama nie uznała, że czas, bym się o tym dowiedział.

- Justin? – zawołała mama swoim słodkim głosem, gdy przekroczyłem próg domu. Miałem wtedy około 15 lat. Akurat miałem za sobą gówniany dzień w szkole, bo dosłownie przed paroma godzinami dostałem kosza od dziewczyny moich marzeń.

- Tak? – Gdy wszedłem do kuchni, zobaczyłem, że po stole, przy którym siedziała, porozrzucane były różne fotografie. Przedstawiały mojego tatę.

- Usiądź, skarbie, myślę, że nadeszła pora… – W tym momencie moje serce przyspieszyło bicie. Pora na co? Na oddanie mnie do domu opieki? Nie, nie, nie. – Rozluźnij się, Justin, usiądź – powiedziała łagodnie.

Powoli usiadłem na krześle, rzucając mój plecak na podłogę i spojrzałem na nią, opierając łokcie na blacie stołu.

- Czas, żebyś poznał prawdę o swoim ojcu…

Do dziś nie umiem normalnie o tym rozmawiać. Usłyszałem, że był okropnym człowiekiem. Było tak, jakbym ja był jego ucieczką do rzeczywistości i sposobem na to, by spełniło się jego marzenie o byciu ojcem. Był jakby opętany przez zło… A ja na własne oczy mogłem zobaczyć, jak z mojego bohatera zmienia się w czarny charakter. Tak, widziałem go ten jeden jedyny raz po tym, jak zniknął. Ale osoba, którą zobaczyłem, nie była moim tatą. Nie zobaczyłem człowieka, którego kiedyś uważałem za idola. Nie. Zobaczyłem potwora.

Teraz ja też jestem potworem.

Wtedy zacisnąłem pięści, bo nagle głosy zaczęły krzyczeć… Wplotłem palce w swoje włosy i pociągnąłem za końce, krzycząc razem z nimi i błagając, by przestały. Raz za razem uderzałem pięściami w ścianę.

Jesteś zwykłym gównem.

Nic dziwnego, że cię zostawił.

Zabij się.

Zabij wszystkich.

Chcę zobaczyć krew na twoim nadgarstku, J…

- Zamknijcie się! ZAMKNIJCIE SIĘ! – wrzeszczałem. Nagle drzwi się otworzyły i do pokoju wpadła Ashley.  Jej oczy rozszerzyły się, gdy zobaczyła mnie ukazującego najciemniejszą z moich ciemnych stron – psychiczną.

Dziewczyna dotknęła lekko mojego ramienia, ale ja odepchnąłem ją w proteście.

- Zostaw mnie w spokoju!* – zawołałem. Chciałem, żeby ona umarła.

Ashley krzyczała coś, wołając swoją mamę. Kobieta wpadła do pokoju. – Och, Justin!

Upadłem na podłogę, chwytając za swoje włosy i ciągnąc za nie.

- Przestańcie! Błagam, zrób coś, żeby one przestały! – Mój głos drżał, a w moich oczach zaczynały się zbierać łzy. Spojrzałem w górę i ujrzałem Mary, na której twarzy nie było widać niczego poza szokiem. Zaszkliły jej się oczy, a ręką zasłoniła usta.

W tamtej chwili nie czułem niczego poza zdezorientowaniem. Przez ostatnie półtora roku wszystko było ze mną w porządku, nie przechodziłem żadnych załamań ani niczego takiego. Nigdy nie zrobiłem niczego źle, byłem dobry dla głosów i okazywałem im szacunek. Ból cały czas wzrastał, jakby cała krew napłynęła mi do głowy, dodatkowo cały czas słyszałem głosy, jakby ktoś krzyczał mi prosto do ucha.

- Justin… – usłyszałem delikatny głos. To była Cassidy. Odwróciłem powoli głowę, zwracając w jej stronę swoje zaczerwienione i pełne łez oczy.

- Wszystko okej? – Dziewczyna potarła moje plecy.

- Zadzwonię po karet… – zaczęła Mary.

- NIE! – zaprotestowałem. – Nie mogę tam wrócić, proszę. Chcę być normalny…

- Ale Justin…

- Zabiję cię, kurwa, jeśli to zrobisz! – W chwili gdy te słowa wydobyły się z moich ust, w pokoju zapanowała cisza, a głosy zamilkły.

Zrób to, J.

- Przepraszam, Mary, ja…

Zrób to, kurwa.

- Nie, nie mogę…

ZRÓB TO.

- Nie mam kurwa zamiaru tego robić! – Złapałem pustą szklankę i rzuciłem nią o ścianę, chcąc wyładować swoją złość, po czym ponownie pociągnąłem mocno za swoje włosy.

- Chodźmy, mamo… – powiedziała Ashley, dając Mary sygnał do wyjścia z pokoju. Obie wyszły, zostawiając mnie i Cassidy samych.

Pokój ponownie wypełniła niezręczna cisza. Taka sama panowała w mojej głowie. Moje serce przyspieszyło bicie ze strachu… Oni wszyscy są teraz zdenerwowani, i powinienem się przygotować na to, co mogą ze mną zrobić.

Usiadłem na łóżku z twarzą bez wyrazu, wgapiając się w ścianę naprzeciwko, gdy poczułem drobną dłoń łapiącą za moją. Cassidy splotła nasze palce, delikatnie gładząc kciukiem wierzch mojej dłoni, tym samym wysyłając mi niemy sygnał, że wszystko będzie dobrze. To samo robiła moja mama, gdy myślałem o tacie, chcąc wymazać z mojej pamięci obraz potwora, którego zobaczyłem, kiedy ten jeden jedyny raz po swoim zniknięciu przekroczył nasz próg.

Powoli oparłem głowę na klatce piersiowej dziewczyny, a ona czule oplotła mnie ramionami, przyciągając mnie do siebie w ciepłym uścisku. – Dłużej już tego, kurwa, nie zniosę… – wymamrotałem cicho.

- Shhh… – Wplotła palce w moje włosy, ciągnąc za nie delikatnie. To było takie kojące uczucie, jakby wszystkie moje zmysły się relaksowały.

Pociągnąłem nosem, unosząc głowę i spoglądając na jej niewinną, piękną twarz. – Uh… Dziękuję, że pomagasz mi poczuć się lepiej.

Na jej ustach pojawił się promienny uśmiech, a jej policzki lekko się zarumieniły. – Jeśli tylko to mogę dla ciebie zrobić… Wiem, przez co przeszedłeś. W końcu napisałam o tobie całe wypracowanie.

Zachichotałem cicho. – To słodkie, Cass… – Potarłem dłonią swoje czoło. – Ugh, cholernie boli mnie głowa.

Dziewczyna wstała. – Chodźmy na dół, zrobię ci kawę i dam tabletkę przeciwbólową, na pewno ci przejdzie.

Spojrzałem na nią, napotykając jej wzrok. – Zaraz do ciebie zejdę, muszę tylko zmyć z twarzy te wszystkie łzy…

Dziewczyna powoli zrobiła krok do przodu, a ja podniosłem się z miejsca. – Okej – szepnęła.

- Jesteś piękna, Cass – powiedziałem miękko, na co ona spuściła wzrok. Zahaczyłem palcem o jej podbródek, delikatnie unosząc jej głowę. Jej błyszczące oczy wpatrzone były w moje.

Wydawało się, że minęła wieczność, zanim w końcu pochyliłem się, powoli i delikatnie przyciskając swoje usta do jej. W niczym nie przypominało to żadnego z pocałunków, jakie kiedykolwiek dzieliłem z Ashley. Ten był prawdziwy, i zamiast brutalnej walki języków czułem jedynie nasze idealnie dopełniające się wargi.

W końcu Cassidy odsunęła się. Po chwili zeszła na dół, a ja uśmiechnąłem się do siebie. Wszedłem do łazienki, po czym napełniłem umywalkę ciepłą wodą. Nabierając trochę wody w ręce, pochlapałem nią swoją twarz i przetarłem ją dłońmi.

Co ty zrobiłeś?

-  Ah, wyluzuj ten jeden pieprzony raz… – westchnąłem, wycierając twarz ręcznikiem.

Nie jestem z ciebie zadowolony.

- Mhm, okej. – Zacząłem schodzić na dół, jednak zatrzymałem się, słysząc rozmowę Cassidy i Franka.

- Mówię ci, Cassidy, ten człowiek to jakiś psychopata – powiedział mężczyzna zdecydowanym tonem. Na słowo „psychopata” moje dłonie automatycznie zacisnęły się w pięści.

- Tato, na litość boską, on jest po prostu zniszczony emocjonalnie, a ja zamierzam być tą, która pomoże mu się pozbierać. – W tym momencie rozkurczyłem pięści.

- Powtarzam ci, że on jest szalony. Nie ufam mu. Możesz się nie zgadzać, ale naprawdę nie podoba mi się ten chłopak.

- Ile go znasz? Kilka dni!

- Nie o to chodzi, Cass.

- Ugh, mam dość twojego cholernego gadania.

- Cassidy Rose Johnson, jesteś młodą damą, a damy nie przeklinają! – powiedział Frank surowo. Krew w moich żyłach zagotowała się ze złości. Zbiegłem po schodach i wypadłem przez drzwi frontowe.

- Justin, twój ból głowy! Nie powinieneś się przemęczać! – usłyszałem za sobą głos Cassidy.

- Zostaw mnie w spokoju, Cass. – Odwróciłem się w jej stronę, a moje oczy miały kolor matowej czerni. Nałożyłem na głowę kaptur. Odwracając się z powrotem w kierunku drogi, zobaczyłem twarz kogoś, komu zabroniłem zbliżać się do tego domu.

- J-Justin, nie wiedziałem, że wciąż tu jesteś.

- Najwyraźniej Tyler Capiletti naprawdę nie umie dotrzymać żadnej obietnicy. A dotrzyma tej, którą złożył mi trzy lata temu? Hm, kolego? – Zacisnąłem szczękę, robiąc krok w jego stronę.

- J-jasne że tak, z-zabiłbyś mnie, gdybym tego nie z-zrobił… – Jąkał się jak mała pizda.

- Chodzisz teraz z Bennett, mam rację? – Chłopak ledwo zauważalnie skinął głową. – Tak?! – spytałem głośniej.

- T-tak.

Zaśmiałem się złowrogo i wyszeptałem mu do ucha: – To tylko kolejna osoba, którą zabiję, jeśli ktoś tu nie dotrzyma którejś ze swoich obietnic. Trzymaj się stąd z daleka, dopóki tu jestem, kiedy mnie nie ma, możesz tu być. Więc idź! Idź spędzić trochę czasu ze swoją małą Cass Cass…

Chłopak wbiegł do domu Cassidy, trzęsąc się.

------------------------------------------

Zapadał zmrok, szedłem w dół ciemniejącej z każdą chwilą drogi. Ulice oświetlały jedynie uliczne latarnie. Nagle poczułem, jak ktoś przystawia lufę pistoletu do mojej głowy.

- Oddaj mi swoje pieniądze albo wpakuję ci jebaną kulkę w łeb – warknął jakiś mroczny głos za mną. Odwróciłem się w jego stronę i zdjąłem kaptur, podczas gdy człowiek nadal trzymał pistolet uniesiony.

- Dlaczego myślisz, że to zrobię? – Moje tęczówki stały się ciemniejsze, a on obrzucił je przelotnym spojrzeniem.

- Już ci powiedziałem… Z-zastrzelę cię. – Wyglądał, jakby przestraszył go wygląd moich oczu. Wiedział, że czaiło się w nich czyste zło.

- Odłóż pistolet, kolego, i uciekaj, zanim to ja cię zabiję.

Mężczyzna zaśmiał się nerwowo. – Nie zrobię tego.

- Zrób to – powiedziałem chłodno.

- Okej, okej. – Uniósł ramiona w powietrze i powoli położył pistolet na ziemi. – Teraz proszę, nie rób mi krzywdy.

Rozejrzawszy się po otoczeniu, szybko zasłoniłem mu usta ręką i nie zważając na jego tłumione przez nią krzyki, zaciągnąłem go w jakąś ciemną boczną uliczkę.

- Słuchaj, kolego, lepiej nie krzycz, bo inaczej będzie bardziej bolało.

Mężczyzna skinął głową i stał nieruchomo, nie wydając z siebie głosu. Moje palce były owinięte wokół jego szyi.

- P-posłuchaj, stary, mam ż-żonę, i o-ona jest w ciąży. Nie chcę, ż-żeby moje dziecko zostało bez ojca, p-proszę…

Wyciągnąłem mój kieszonkowy nóż z lewej kieszeni spodni i przyłożyłem ostrze do jego szyi.

- Mój ojciec był cholernie złym człowiekiem. Robię to dla twojego dziecka. Ono na pewno nie chciałoby takiego ojca.

Z tymi słowami szybkim ruchem przeciągnąłem nożem po jego szyi, polała się krew, która zaczęła przesiąkać przez jego koszulę. Gdy spojrzał na mnie, biorąc swój ostatni oddech, jego oczy przepełnione były strachem i smutkiem. Teraz nie było w nich widać nic prócz śmierci i pustki. Kopnąłem jego martwe ciało na ziemię i rozpiąłem jego koszulę, szybko wyrywając w jego ciele mój „znak firmowy”.

Spróbuj mnie okraść, a ja ukradnę ci życie. –J

Oh, naprawdę uwielbiam to, jaki zły jestem.





* s'mores - to smakołyk przygotowywany często w Ameryce na ogniskach, składa się z przypieczonej pianki (marshmallow) polanej czekoladą i umieszczonej między dwoma herbatnikami
* "Zostaw mnie w spokoju!" - ang. "leave me alone" - kliknijcie tu (przepraszam nie mogłam się powstrzymać HAAHAH)

------------------------------------------------------------------------------------

DEMONlCBIEBER

hej misiaki!!!!!!!
jak wrażenia po tym jakże emocjonalnym i genialnym rozdziale?

SDHFCJDKGFJKJKSFHK JASSIDY SIĘ POCAŁOWALI
FINALLY, BITCHES!!! nie wiem jak wy, ale ja się prawie poryczałam JEZU
i ten psycho moment, biedny justin gdhsjd

rozdział był taki zajebisty, że ubłagałam wercię, żeby mi go oddała hahah (bo teoretycznie to ona powinna go tłumaczyć)

no więc nie rozpisuję się, zostawiam wam pole do popisu w komentarzach!!! pod ostatnim rozdziałem było ich 61, a ja się oczywiście poryczałam bo miałam nadzieję na jakieś góra 50
mam nadzieję że tym razem też mnie nie zawiedziecie i zostawicie ich jeszcze więcej, prawda kochani?

pamiętajcie o hashtagu #DemonicAwakeningPL, i następny rozdział za dwa tygodnie!

kocham was
julcia (@DEMONlCBIEBER)


biebave

hejka tu werka ()
ten rozdział przetłumaczyła julcia ale muszę napisać że o jezu jdjshdjjha kiedy przeczytałam ten rozdział to miałam taki fangirling że o matko. w koncu się pocałowali!! wierzycie w to? 
no to "do zobaczenia" w 14 rozdziale! 
kocham was słoneczka


PS: chcemy polecić wam dwa ff, są to addicted-to-you-ff.blogspot.com oraz
PS2: od tej pory kończymy "reklamowanie" blogów, z uwagi na to, że nasz blog to tłumaczenie fanfika, a nie spamiarnia. dziękujemy za zrozumienie:)